środa, 2 lipca 2014

Co pani w życiu nie wyszło, że została pani nauczycielką?




To pytanie zadała mi 18-letnia uczennica, która jako jedyna z grupy pofatygowała się na zajęcia w przedostatni dzień roku szkolnego. I nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Chciałam wyjaśnić, że bycie nauczycielką było moim marzeniem, że praca sama do mnie przyszła, ale zawstydziłam się. Nawet nie wiem z jakiego powodu, ale poczułam się winna. 

Zaczęłam coś bredzić o tym, że różnie w życiu bywa i że w sumie jest to moja pierwsza pełnoetatowa praca po studiach. Dlaczego nie miałam odwagi powiedzieć prawdy?

Myślę, że to pytanie bardzo dobrze obrazuje to, jak postrzegani są nauczyciele w Polsce. Nie wiesz co ze sobą zrobić, skończyłeś kiepskie studia, nie masz pomysłu na dalsze życie – bach! – zostajesz nauczycielem. I przez resztę życia obmywasz włosami stopy dyrektora z wdzięczności, że możesz pracować w szkole.


Takich sytuacji jak ta z uczennicą miałam więcej. Kiedyś spotkałam kolegę z liceum na stacji PKP i gdy powiedziałam mu, że pracuję w szkole, wyraził swe współczucie i zapytał, czy nie dało się nic innego znaleźć. Innym razem opowiadałam o swojej pracy dawno niewidzianej znajomej. Była tak poruszona, że nawet oferowała swą pomoc w znalezieniu innego zajęcia.


Skończył się już mój pierwszy rok pracy w szkole i jest mi naprawdę przykro. I czuję żal. I nie chodzi tu o to, jaką uczelnię się skończyło, z jaką oceną na dyplomie, o to że „tyle się uczyłem”, ale o realne umiejętności, o umiejętności twarde, za które powinno należeć się stosowne wynagrodzenie.


Rozmowa z 18-letnią uczennicą miała ciąg dalszy. Okazało się, że uczniowie dawno sobie już mnie wygooglowali i dowiedzieli się sporo o moim wykształceniu i umiejętnościach z portali pracowniczych. I dziewczyna dalej drążyła: „Co pani ze znajomością trzech języków robi w szkole? Ja myślałam, że panie nauczycielki to tylko po jednym języku znają i dlatego w szkole są, a pani? Mój tato ma firmę i chętnie przyjmuje osoby co jeden język obcy znają, a co dopiero trzy!”.


I ziemia się otwiera a ja zapadam się w nią ze wstydu przed tą dziewczyną ze starannym makijażem wykonanym kosmetykami, na które prawdopodobnie przeciętnej nauczycielki nie stać. Uśmiecham się i staram zmienić temat. Ale czy powinnam? Czy tak ma wyglądać reszta mojego życia w szkole? Z jednej strony dostarczanie w regularnych odstępach czasowych kupy papierów udowadniających moje „doskonalenie zawodowe”, „szkolenia”, „studia podyplomowe” itd., a z drugiej strony usiłowanie bycia autorytetem młodych ludzi, dla których każdy kto zarabia poniżej 5 tys na rękę jest nikim?


Chyba jednak coś mi w tym życiu nie wyszło :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz