Jeszcze biedniejszą duszyczką niż pierwszaki w nowej szkole
jest nauczyciel stażysta, czyli belferski żółtodziób.
Jest to zazwyczaj:
1) magisterek
świeżo po dyplomie z misją, z klapkami na oczach i żądzą karmienia się
pedagogicznym spełnieniem (bo przecież karmienie się czym innym przy pensji
1650 zł netto jest niemożliwe).
2) typ
„znowu w życiu mi nie wyszło”, w wyciągniętym swetrze, stawiający się w szkole
głównie na kacu; zazwyczaj mężczyzna po przejściach, często uczy w-fu lub
historii.
3) bezrobotny
magisterek rok lub dwa po dyplomie, który po uprzednim obijaniu się po różnych
obciachowych robotach, wylądował w państwowej szkole dzięki kuzynce ciotki
ojca.
Charakterystyczne cechy nauczyciela stażysty:
1) Poznacie
go po zdezorientowanym spojrzeniu, nerwowym mówieniu „dzień dobry” wszystkim
starszym nauczycielom a czasem także i poważniej wyglądającym uczniom. Przez
pierwsze trzy miesiące starzy belfrowie każą mu się legitymować przed wejściem
do pokoju nauczycielskiego, a potem mają ubaw z jego przerażenia.
2) Na
lekcje (przynajmniej na początku) się nie spóźnia. Piętnaście sekund przed
dzwonkiem już leci jak na złamanie karku do klasy, aby rozpocząć punktualnie.
3) Z
góry zakłada, że coś, co studiował przez 5 lat, musi być choć odrobinę
fascynujące dla uczniów. Wchodzi do klasy z niezachwianą wiarą w młode serca i
otwarte umysły żądne wiedzy. Wychodzi zaś po całym dniu znoszenia tępych spojrzeń,
pierdzenia ustami na wyścigi, przekleństw i żądań puszczenia jakiegokolwiek
filmu zamiast lekcji. Popłakuje sobie cicho w pokoju nauczycielskim.
4) Gdy
ma dyżur na korytarzu, to równo z dzwonkiem na przerwę wypędza w popłochu
ociągających się uczniów z klasy, aby jak najszybciej rozpocząć patrol. Na
dyżurach chodzi w tę i wewtę jak perszing, bo tak kazał Dyrektor. Nie
przeszkadza mu, że nawalono mu tyle dyżurów, że nie ma kiedy zjeść ani się
wysikać. Rozważa noszenie pampersa.
5) Na
dyżurach usiłuje nieudolnie wytłumaczyć uczniom, aby nie k***wowali tak
soczyście, podczas gdy on stoi 20 cm od nich. Uczniowie patrzą na niego w stylu
„o czym ty do mnie rozmawiasz”, odwracają się i rechoczą, pokazując sobie
stażystę paluchami.
6) Wydaje
mu się na początku, że należy pisać do wszystkich lekcji konspekty, dzięki
czemu pracuje po 18 godzin na dobę. Zrozpaczony, dzieli te 1650zł przez ponad
250 godzin pracy w miesiącu i wychodzi mu stawka, do której nie żniżyliby się
nawet studenci rozdający ulotki.
7) W
pokoju nauczycielskim nieustannie siedzi i wycina pierdyliard karteluszek na
zajęcia. Na każdej lekcji robi jakieś zabawy. Przynosi dzieciom cukierki
kupione kosztem niezjedzonego obiadu. Starsi nauczyciele tylko przyglądają mu się
ironicznie i kiwają głową, tudzież robią zakłady o to, kiedy stażyście wróci
rozum do głowy.
8) Używa
wobec uczniów niezrozumiałego słownictwa, takiego jak „podmiot”, „orzeczenie”,
czy „koniugacja”. Dopiero po jakimś czasie opanowuje język tubylczy i wyzbywa
się uniwersyteckiej maniery.
9) Od
starszych nauczycieli dowiaduje się, że jego studia to właściwie o kant dupy
można rozbić. Deprecjonowanie uczelni i wykształcenia stażysty jest odwrotnie
proporcjonalne do wykształcenia starszych kolegów. Jeśli skończył UW, UAM czy
UJ, to niech wie, że nie umywa się do pani Zdzisi po Prywatnej Wyższej Szkole
Pedagogiki i Zarządzania Ziemniakami w Pcimiu Dolnym.
Najlepszym elementem
stażu jest to, że kiedyś wreszcie on się kończy. Wtedy to stażysta, już
pozbawiony misji pedagogicznej, na ogół ucieka z krzykiem ze szkoły. Niemniej
jednak, są jednostki, które zostają w zawodzie i stopniowo przyjmują typ
nauczyciela. Typów jest wiele: są Gwiazdy Szkoły, Stasie Bozowskie, Przepióry…
Ale każdy z nich to już osobny temat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz