poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Gimbaza a męki piekielne nauczyciela stażysty




Jeszcze biedniejszą duszyczką niż pierwszaki w nowej szkole jest nauczyciel stażysta, czyli belferski żółtodziób.

 Jest to zazwyczaj:

1)      magisterek świeżo po dyplomie z misją, z klapkami na oczach i żądzą karmienia się pedagogicznym spełnieniem (bo przecież karmienie się czym innym przy pensji 1650 zł netto jest niemożliwe).

2)      typ „znowu w życiu mi nie wyszło”, w wyciągniętym swetrze, stawiający się w szkole głównie na kacu; zazwyczaj mężczyzna po przejściach, często uczy w-fu lub historii.

3)      bezrobotny magisterek rok lub dwa po dyplomie, który po uprzednim obijaniu się po różnych obciachowych robotach, wylądował w państwowej szkole dzięki kuzynce ciotki ojca.


Charakterystyczne cechy nauczyciela stażysty:

1)      Poznacie go po zdezorientowanym spojrzeniu, nerwowym mówieniu „dzień dobry” wszystkim starszym nauczycielom a czasem także i poważniej wyglądającym uczniom. Przez pierwsze trzy miesiące starzy belfrowie każą mu się legitymować przed wejściem do pokoju nauczycielskiego, a potem mają ubaw z jego przerażenia.

2)      Na lekcje (przynajmniej na początku) się nie spóźnia. Piętnaście sekund przed dzwonkiem już leci jak na złamanie karku do klasy, aby rozpocząć punktualnie.

3)      Z góry zakłada, że coś, co studiował przez 5 lat, musi być choć odrobinę fascynujące dla uczniów. Wchodzi do klasy z niezachwianą wiarą w młode serca i otwarte umysły żądne wiedzy. Wychodzi zaś po całym dniu znoszenia tępych spojrzeń, pierdzenia ustami na wyścigi, przekleństw i żądań puszczenia jakiegokolwiek filmu zamiast lekcji. Popłakuje sobie cicho w pokoju nauczycielskim.

4)      Gdy ma dyżur na korytarzu, to równo z dzwonkiem na przerwę wypędza w popłochu ociągających się uczniów z klasy, aby jak najszybciej rozpocząć patrol. Na dyżurach chodzi w tę i wewtę jak perszing, bo tak kazał Dyrektor. Nie przeszkadza mu, że nawalono mu tyle dyżurów, że nie ma kiedy zjeść ani się wysikać. Rozważa noszenie pampersa.

5)      Na dyżurach usiłuje nieudolnie wytłumaczyć uczniom, aby nie k***wowali tak soczyście, podczas gdy on stoi 20 cm od nich. Uczniowie patrzą na niego w stylu „o czym ty do mnie rozmawiasz”, odwracają się i rechoczą, pokazując sobie stażystę paluchami.

6)      Wydaje mu się na początku, że należy pisać do wszystkich lekcji konspekty, dzięki czemu pracuje po 18 godzin na dobę. Zrozpaczony, dzieli te 1650zł przez ponad 250 godzin pracy w miesiącu i wychodzi mu stawka, do której nie żniżyliby się nawet studenci rozdający ulotki.

7)      W pokoju nauczycielskim nieustannie siedzi i wycina pierdyliard karteluszek na zajęcia. Na każdej lekcji robi jakieś zabawy. Przynosi dzieciom cukierki kupione kosztem niezjedzonego obiadu. Starsi nauczyciele tylko przyglądają mu się ironicznie i kiwają głową, tudzież robią zakłady o to, kiedy stażyście wróci rozum do głowy.

8)      Używa wobec uczniów niezrozumiałego słownictwa, takiego jak „podmiot”, „orzeczenie”, czy „koniugacja”. Dopiero po jakimś czasie opanowuje język tubylczy i wyzbywa się uniwersyteckiej maniery.

9)      Od starszych nauczycieli dowiaduje się, że jego studia to właściwie o kant dupy można rozbić. Deprecjonowanie uczelni i wykształcenia stażysty jest odwrotnie proporcjonalne do wykształcenia starszych kolegów. Jeśli skończył UW, UAM czy UJ, to niech wie, że nie umywa się do pani Zdzisi po Prywatnej Wyższej Szkole Pedagogiki i Zarządzania Ziemniakami w Pcimiu Dolnym.
Najlepszym elementem stażu jest to, że kiedyś wreszcie on się kończy. Wtedy to stażysta, już pozbawiony misji pedagogicznej, na ogół ucieka z krzykiem ze szkoły. Niemniej jednak, są jednostki, które zostają w zawodzie i stopniowo przyjmują typ nauczyciela. Typów jest wiele: są Gwiazdy Szkoły, Stasie Bozowskie, Przepióry… Ale każdy z nich to już osobny temat.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz