Popularna
opinia głosi, że nauczyciele odwalają w szkole pańszczyznę, a jak tylko wybije
ostatni dzwonek, łapią torbę w zęby i pędzą do domu dawać lekcje prywatne. Nie
dość, że w szkole na ciepłej, państwowej posadce zarabiają góry złota, to
jeszcze z korków mają przynajmniej drugie tyle. I jeszcze wakacje! Uruchamia się tutaj
charakterystyczny dla mentalnego planktonu mechanizm – skoro ja mam dziadową
pracę, niech inni też taką mają.
Zanim
zatrudniłam się w szkole, nie miałam pojęcia, jak biedny jest to zawód. To
znaczy miałam tam jakieś mgliste pojęcie o zarobkach, ale z charakterystyczną
dla mnie lekkomyślnością zdecydowałam się jednak uczyć. Niestety.
Moje zarobki
w tej chwili to około 1900zł (z nadgodzinami!). Mi to na życie nie wystarcza. Nie wiem komu bez własnego mieszkania, w dużym mieście by to wystarczało. Pensja
nauczycieli mianowanych i dyplomowanych wcale nie jest o wiele wyższa. Czy
ktokolwiek, kto nie mieszka na zapadłej wsi, dziwi się, że nauczyciele sobie
dorabiają? Ja bym się dziwiła jakby sobie NIE dorabiali. Bo zachodzę w głowę,
jak 40-letni nauczyciel matematyki może utrzymać czteroosobową
rodzinę z 2,5-3 tys. pensji (proszę mi nie udowadniać, że można, bo pewnie że
można, chleb z margaryną też non stop jeść można, ale trzeba mieć ambicje
ameby).
Oczywiście,
solą w oku jest również ten osławiony, 20-godzinny etat nauczycielski, pozwalający na tak niecne praktyki jak korepetycje. Jest to bzdurą,
bo etat nauczyciela wynosi 40 godzin, a 20 godzin to pensum. Czyli z grubsza,
za te 20 godzin nam tylko płacą (dokładnie to za 18, bo 2 godziny w tygodniu
nauczyciel jest zobowiązany przepracować za darmo), ale oprócz tego cała
około-szkolna robota jest wykonywana poza tym czasem. A jest tego w cholerę,
a kto mówi że nie, to niech nie pieprzy, bo go znajdę i własnoręcznie podbiję
mu oko.
Ja nie widzę
ABSOLUTNIE nic złego w tym, że nauczyciel wykrada sobie i rodzinie czas wolny i
stara się dorobić do pensji. Jest to jego prywatna sprawa. Jak skończy udzielać
korki, to i tak musi siedzieć po nocach i przygotowywać się do szkoły i
poprawiać sterty prac uczniów. Te rzeczy nie wyparowują. Jak jest to męczące,
wiedzą tylko ci, co po pracy dorabiają. Jeszcze nie zdarzyło mi się, że
usiłowałam np. mechanikowi zaglądać przez okno, czy nie naprawia jakiegoś samochodu na lewo, ale jak widać, jest wiele
gnid w tym się specjalizujących.
Jeśli masz
cechy mentalnego planktonu bądź zazdrosnej o złote gacie gnidy, to się zmień.
Takie podejście jeszcze nigdy nikogo do niczego nie doprowadziło. No i naturalnie zapraszam do szkoły, do nasycenia się tym miodem i pieniądzem!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz