środa, 23 kwietnia 2014

Obniżenie poziomu nauczania - winni są rodzice


Chyba każdy człowiek po studiach zastanawiał się chociaż raz jak to się dzieje, że poziom nauczania spada. Może nie tak bardzo, jakby się wszystkim wydawało, ale jednak. Kiedyś w szkołach uczono całek czy trygonometrii, dziś natomiast matura podstawowa z matematyki czy polskiego jest w zasięgu każdego minimalnie myślącego człowieka. To, czego dawniej wymagano do starej matury, dziś wymaga się jedynie na rozszerzeniu. Dlaczego tak się dzieje?

Gdy patrzę na znajomych po studiach, nie sądzę, aby ktokolwiek z nich potrzebował maratonów korepetycji, aby zdać egzamin gimnazjalny czy maturę. Podejrzewam, że znacząca większość napisała te testy od ręki, bez specjalnego przygotowania. I tacy właśnie ludzie oburzają się po internetach, że należy "debili zostawiać w tej samej klasie", "program jest tragicznie okrojony", "dzisiejsi gimnazjaliści to półgłówki", "matura jest śmieszna".

Kręte są jednak drogi życia i ci sami ludzie mogą kiedyś mieć dzieci, które (o zgrozo) mogą znacząco odbiegać ilorazem inteligencji od rodziców. Ojciec inżynier informatyk, matka anglistka a dziecko .... hm.... powiedzmy, że ma trudności w uzyskaniu oceny dobrej w gimnazjum. Czy tacy rodzice, po znanych uczelniach zgodzą się, aby ich dziecko nie poszło na studia i zostało np. fryzjerką? Albo mechanikiem? Ano nie. Nigdy w życiu. I właśnie tacy rodzice będą dziecko za wszelką cenę pchać do przodu, wysyłać na prywatne lekcje, zatrudniać korepetytorów pomagających odrabiać zadania domowe. A co się przy tym nazłorzeczą na szkołę! Nauczycielki to idiotki bez własnego życia, kto to widział zadawać tyle prac domowych? Po kiego grzyba co dwa tygodnie robić kartkówkę? Dzieci są przemęczone! Nigdy nie zgodzę się, aby mój syn powtarzał rok! Kiedyś, gdy dostawało się z kartkówki z dziesięciu słówek jedynkę, był to powód po prostu do wstydu. Dziś, jest to powód, aby rodzic wygarnął nauczycielce, że wymaga zbyt trudnych rzeczy i w ogóle co ona sobie wyobraża. Mój Mieciu taki zdolny, jak to możliwe, że ma tyle jedynek?

Często na surowych nauczycielach wywierana jest ogromna presja, łącznie z petycjami od rodziców do dyrektora szkoły o zwolnienie. Zazwyczaj rozchodzi się po kościach, nauczyciel przestaje wymagać tyle co dotychczas, bo widzi, że ani mu za to nie podziękują a tylko nerwicy się nabawi. Niekiedy nawet otwarcie mówi się o tym, że jeśli będzie dużo jedynek z danego przedmiotu, to ciężko będzie zrekrutować uczniów do danej klasy i pociąga to za sobą oczywiście problem etatu nauczyciela. Jeśli nauczycielowi chleb miły, to się po prostu dostosowuje do tego, czego akurat od niego wymagają.

Łatwo jest mówić, że poziom nauczania jest śmiesznie niski, kiedy samemu nie ma się dzieci w szkole. Ale nie dziwię się wcale rodzicom, że inwestują w swoje nawet średniozdolne dziecko i pchają je do przodu, bo robiłabym to samo. Mimo ogromnej propagandy "fachu" i "zawodu" oraz zniechęcania do studiów, wciąż odsetek bezrobotnych z wyższym wykształceniem jest u nas najniższy, a utrzymać się z wykonywania prostych prac w Polsce niepodobna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz